Strony

poniedziałek, 9 stycznia 2017

Ostatni guzik.




W życiu najbardziej żałuję tego, że nie urodziłam się rannym ptaszkiem! Mój budzik w telefonie jest nastawiony (o zgrozo! pewnie pomyślą niektórzy ;P) na godzinę 7.35, ale ja jestem typem "jeszcze 5 minut", więc zanim wstanę jest już ósma. Przedszkole Ignasia jest tuż pod blokiem i musimy zdążyć na pierwsze śniadanie serwowane o 8.30. Myjemy zęby, ubieramy się i wychodzimy. O 8.45 jestem już z Julkiem z powrotem w domu. Ponieważ Nunek to niejadek uzależniony od kaszy na mleku, w obawie, żeby nie siedział w przedszkolu cały dzień głodny (a wiedzcie, że jeśli jakieś danie nie spodoba mu się na pierwszy rzut oka- nie ma takiej siły, która zmusiłaby go chociaż do spróbowania!) pierwsze śniadanie jada w domu. Ja w tym czasie wypijam latte na potrójnym espresso (!) zaparzone we włoskiej kawiarce, zjadam tosta z dżemem i jogurt naturalny (taka poranna rutyna ma swoje plusy- zawsze wpadam w głęboką zadumę zanim o tej porze dnia zadecyduję, czy kawa jest ukryta w czarnej puszce z literką T czy C??). Do przedszkola oddalonego o jakieś 10-30 min drogi (w zależności od humoru Nunka) odprowadzam go na 10. Czasami wracam od razu do domu, a czasami robię po drodze zakupy. No i mamy godzinę 11. A ile nerwów zjadłam od rana! Bo nie chcą wstać, bo nie chcą się ubrać, bo nie ta bluzka, bo chcą znaleźć jakąś zabawkę, bo muszą się jeszcze pobawić, bo ta bajka musi się skończyć, bo metka w rajstopach ich drapie, bo Ignaś się na mnie pcha, bo Julek mnie uderzył... Nie wiem, czy chcecie, abym wymieniała dalej, bo mogę tak bez końca... W drodze do przedszkola i w przedszkolu podczas rozbierania posiadają oczywiście oddzielny repertuar. Jest więc ta jedenasta, a w domu cisza... Nic nie gra, nikt nie gada- żadnej muzyki, telewizji... Czasami siedzę na kanapie i patrzę na sosny za oknem- wiem, że po południu nie będzie już takiej możliwości. Miałam mnóstwo planów związanych z pójściem Małego do przedszkola, miałam ruszyć ze wszystkim z kopyta, a tymczasem odpoczywam gapiąc się na sosny. Codziennie... I pytam siebie- jak ludzie dają radę żyć na wysokich obrotach? Chyba trzeba się urodzić z takim talentem! Albo brać amfę (;P), jak mnie uświadomiła kiedyś moja Przyjaciółka (farmaceutka). Dostępu do amfy nie mam ;)), więc coraz więcej we mnie zgody na slow living i zwykłe, małe radości: kariera, sukces, indywidualizm i kult jednostki są zdecydowanie przereklamowane. I social media również- owszem lubię czekoladę, ale nie na śniadanie, obiad, deser i kolację... Czyli siedzę na kanapie i dumam. Dumanie jest moją mocną stroną- zawsze żyłam raczej w świecie wyobraźni niż w realnym życiu. Np. wracam z Julkowego przedszkola, po drodze powinnam zajrzeć do Lidla (na obiad mam ugotować rosół), ale jestem tak zaabsorbowana sobie tylko znanymi myślami, że dziarsko maszeruję wprost do mieszkania. Gdybym mogła, zimą w ogóle nie wychodziłabym z domu. Do południa czuję niemalże, jak mała wskazówka zegara z mozołem pnie się do góry, dopiero po południu życie nabiera jakiegokolwiek tempa. Mam wolne od dzieci do 14.45. To mój czas, którego na razie jeszcze nie potrafię wykorzystać. Często wtedy sprzątam, gotuję, piorę... Nuda i marazm... Na szczęście w mieszkaniu nastąpiły ostatnio pewne istotne i bardzo cieszące mnie zmiany. W listopadzie i grudniu pokazywałam Wam salon- jak się zmienił i pisałam o tym, co chciałabym jeszcze zrobić. Do końca roku udało mi się zrealizować  obydwa pomysły- wymienić szafkę rtv na komodę vintage (tutaj) i stół na nowoczesny w stylu retro. Pokażę Wam dziś swoją nową jadalnię, w której wszystko jest już dopięte na ostatni guzik! A guzików jest pięć- udało mi się kupić ledowe żarówki retro w dobrej cenie. W internecie najtańsze jakie znalazłam kosztowały 59 zł, wstrzymywałam się więc z zakupem, aż tu nagle, w OBI, zobaczyłam LEDOWE żarówki Edisona (Polux) w cenie 26 zł za sztukę! Poszukiwania stołu również trwały długo. Na początku rozważałam zakup stołu vintage, ale musiałby być w stanie idealnym i duży, a ceny takich są zawrotne, w dodatku są to stoły z ciemnego drewna czyli raczej niepraktyczne. Rok czy dwa lata temu, wpadł mi w ręce katalog polskiego producenta mebli- firmy SIGNAL, zainteresowała mnie w nim kolekcja mebli Scandinavian i zachowałam go w stercie czasopism. Był tam stół w stylu retro z białym blatem i nogami z bielonego dębu. Niestety nijak nie pasował do mojego mieszkania, zaczęłam przeczesywać internet w poszukiwaniu wersji w kolorze naturalnego dębu. Stołów inspirowanych latami 60tymi XXw jest obecnie dostępnych bardzo dużo, jednak większość właśnie biała lub bielona. Żaden ze znalezionych nie spełniał więc wszystkich trzech warunków- odpowiedniego koloru, wielkości i ceny... Aż wreszcie przypadek sprawił, że przejrzałam całą kolekcję Scandinavian na stronie internetowej i BINGO! Okazało się, że oprócz stołu Combo produkują jeszcze stół Felicio! Naturalny kolor dębu, 150x90cm (190 po rozłożeniu) i w cenie 1015zł!! W dodatku dostępny od ręki, więc cieszyliśmy się nowym stołem jeszcze przed świętami. Z ogromną ulgą pożegnałam poprzedni fornirowany stół. Szczerze go nie znosiłam, był ciemny, masywny i mocno zniszczony- kosztował 1700zł, a fornir był tak kiepskiej jakości, że odpryski powstały już na wszystkich możliwych kantach. W dodatku ciągle musiałam go czyścić, gdyż widać na nim było każdy okruszek i plamkę. Po dwóch tygodniach z nowym stołem, nie mam do niego absolutnie żadnych zastrzeżeń. Jest delikatny, ma dużą powierzchnię i jest bardzo łatwy do utrzymania w czystości. Rozjaśnił i odmłodził naszą jadalnię :))

























 I jeszcze zdjęcia w świetle żarówek retro, które  jest bardzo ciepłe, wręcz żółto-pomarańczowe, bardzo klimatyczne zwłaszcza wieczorami.











Ciekawa jestem jak przypadło Wam do gustu zestawienie postmodernistycznych Ghostów (przy ich projekcie Philippe Starck zainspirował się fotelem w stylu Ludwika XV,  który to styl z kolei inspirowany był włoskim barokiem i wschodnią sztuką), ze stołem we współczesnym stylu skandynawskim (czyli tak modnym obecnie stylem retro inspirowanym modernizmem z połowy XXw.). Tak- przeczytajcie jeszcze raz uważnie ostatnie zdanie ;P Jeśli uznacie, że pasują do siebie będzie mi miło, a jeśli stwierdzicie, że nie- będzie mi jeszcze milej, bo nie pasujące do siebie meble podobają mi się najbardziej! ;))) A jak Wasze stoły dogadują się z krzesłami?



PS. Podkładki na stół z pcv, w mój ukochany wzór retro, czyli czarno-białą pepitkę można kupić tutaj, świecznik w kształcie diamentu (w dwóch rozmiarach, ja wybrałam ten mniejszy)- bardzo pożądany, ale niełatwy do dostania znajdziecie tu, a kwiatek z pięknymi błyszczącymi liśćmi, intensywnie czerwonymi od spodu to Peperomia rosso.



Do miłego!