Strony

czwartek, 20 października 2016

Zwierzęta i rośliny egzotyczne.


No cóż, jako że niewiele mam w tym poście do pokazania- nadrobić muszę gadaniem. To było piękne poniedziałkowe południe, być może padało, ale radosny był sam fakt, że Przedszkolaki zostały odstawione do Przedszkola, a ja otrzymawszy zlecenie zakupu ciepłych rajtuzów w Minionki, lekka jak piórko, udałam się do lokalnego centrum handlowego z nadzieją dostania poszukiwanego towaru. Centrum handlowe w tym przypadku jest pretensjonalnym 3-piętrowym budyneczkiem, skupiającym pod swym dachem nie-sieciowe-sklepiki. Ale 3 piętra są, winda jest i tuż obok windy, na środku holu, stoisko  oferujące liqidy do elektronicznych papierosów (paskudny nałóg!!). Czekam sobie na windę, a tymczasem do pana ze stoiska podchodzi drobniutka, elegancko ubrana staruszka w berecie, wiek 70+ i pyta- "Czy są w sprzedaży kanarki?". Zastygłam nadstawiając ucha i zastanawiając się co zrobić? Może podejść i wzorem staruszki zapytać: "Czy są w sprzedaży Minionki? Znaczy rajtuzy z Minionkami..." Myślę- przecież i kanarki żółte i Minionki, widocznie facet posiada na ten temat jakąś wiedzę... Nagle przypomniałam sobie dialog z "Rozmów kontrolowanych": Molibden (naturalnym głosem): „Żyrafy wchodzą do szafy”, na co Ciotka Lusia odpowiada równie naturalnie: „Pawiany wchodzą na ściany. Proszę bardzo Pana, proszę.."
Nie chcąc być wplątana w jakąś aferę, nie czekając na odpowiedź faceta, czym prędzej wsiadłam do windy...

Ale to ma być post wcale nie o żółtych kanarkach tylko o flamingach różowych... Powinnam przestać cokolwiek obiecywać i nie zdradzać swoich planów dopóki ich nie zrealizuję i nie będę mogła pochwalić się efektami... Pamiętacie jak emocjonowałam się podczas poszukiwania idealnych mebli balkonowych? Otóż nie kupiłam wcale takich foteli, jakie myślałam, że kupię... Po dotarciu do sklepu z wikliną co innego skradło moje serce- piękny okrągły stolik/puf/podnóżek i wiklinowa sofka- zupełnie nie od kompletu. Łączy je podobny kolor, więc sami dobraliśmy je w parę. Sofka okazała się dobrym wyborem, zajmuje mniej miejsca i mogą na niej usiąść nawet trzy osoby, albo dwójka dorosłych i dwójka maluchów, sprzyja też romantycznym wieczorom na balkonie spędzanym we dwójkę ;P. O zaletach wielofunkcyjnego pufa nie muszę chyba pisać :) 

Potem zaczęły się wakacje, wyjazdy do Babci Marysi i Dziadka Bogdana, do Cioci Uli i Wujka Tadeusza, do Babci Tereski, nasz krótki urlop bez Dzieci, znów wyjazd do Babci Marysi i Dziadka Bogdana i tak żeśmy jeździli całe dwa miesiące, a ja rozpuściłam się jak dziadowski bicz i ani mi w głowie było pisanie postów.  W tak zwanym międzyczasie kupiłam poduszki dekoracyjne z flamingami, jutowy dywan i beżowo-szary bawełniany materiał na siedzisko, ale na tym się skończyło... Nasz balkon jest bezlitosny dla roślin, jego południowo-zachodnia ekspozycja powoduje, że wraz ze słońcem wykańcza jedną po drugiej. O pomoc w dobraniu odpornych gatunków miałam poprosić Monikę, moją koleżankę z liceum, która wraz z mężem zajmuje się projektowaniem ogrodów.  Ale zabrakło czasu, a może determinacji na dopieszczenie projektu. Ale za rok znów będzie wiosna i wtedy obiecuję... ;PP

Wszystkie rośliny, które znalazły się w tym roku na balkonie pochodzą z lidlowej łapanki, wiosną otwarto ten sklep tuż pod naszym blokiem, kupowałam więc co wpadło mi w ręce- od zimnolubnego żywotnika, przez azjatycki różanecznik, na begonii z Ameryki Południowej skończywszy. Ot, logika taka, jak zakup kanarka na stoisku z "papierosami". W dodatku zdjęcia jakimś cudem skasowałam, więc te poniżej to odzysk z instagrama- za (byle)jakość najmocniej przepraszam.











Oby do WIOSNY!




PS. A teraz Wam wyjaśnię, o co chodziło uroczej staruszce, bo pewnie spać po nocach nie będziecie mogli! Otóż chciała ona zapytać, gdzie tu znajduje się sklep zoologiczny (bo znajduje się w drugim końcu centrum) :PP