W mieszkaniu został mi już tylko do wymiany stół i szafka rtv, mogłabym jeszcze wymienić diabelskich synów na anielskie córki, a męża na takiego, który zarabia więcej pieniędzy. Właściwie to 6 lat temu mogłam zacząć właśnie od tego ostatniego, urządzanie poszłoby wtedy jak po maśle ;P
Oczywiście to żart, mojego męża nie wymieniłabym na żadnego innego- jest przystojny, inteligentny, pracowity, bardzo mnie kocha, a i do zakupów jakoś przywykł po pewnej poważnej awanturze. Co do diabłów tasmańskich to są tak śliczni, uroczy i zabawni, że ciągle nie mogę się powstrzymać od ich przytulania i całowania nawet wtedy, gdy na nich wrzeszczę, bo akurat bawią się w tornado!
Pamiętam, jak wprowadzając się do tych pierwszych czterech kątów myślałam, że po 3 miesiącach zakończę projekt zwany "urządzaniem się", a potem będziemy żyli długo i szczęśliwie! O jakżeż się myliłam... Może nie uwierzycie, ale moim największym marzeniem jest zakończyć wreszcie tę udrękę, siąść na kanapie i powiedzieć głośno i dobitnie "DONE!!" Cała kasa szła by nareszcie na konto oszczędnościowe, by jak najszybciej rozpocząć następny, życiowy! projekt pod tytułem "DOM". Nie wiem jak ja to przeżyję... No bo o kasę przecież tu chodzi a nie o brak pomysłów... Jedno w tym wszystkim jest dobre, wiem (przynajmniej wydaje mi się), czego chcę, a czego już nie chcę. Sześć lat praktyki i lada moment 40-tka na karku, to chyba już wystarczająco długo, by przejść wszystkie (r)ewolucje w kształtowaniu się gustu.
Ostatecznie nazwałabym swój gust bezstylowym, jednak z powodu pejoratywnego wydźwięku tego słowa, nazywać go muszę eklektycznym. A eklektyzm eklektyzmowi przecież nierówny- powiedzmy takie eklektyczne boho, bogata mieszanka etnicznych wzorów i przedmiotów we wszystkich stylach i kolorach tęczy, jest dla mnie zbyt przytłaczający, tak samo jak eklektyczne wnętrza wypełnione różnej maści antykami z ciemnymi ścianami obwieszonymi nie kończącą się galerią obrazów o tematyce od profanum aż po sacrum (chociaż właśnie takie zestawienie sztuki we wnętrzu lubię).
To jaki jest ten mój wymarzony eklektyzm? W dużej mierze nowoczesny, jasny, przestrzenny, z czystymi liniami modernistycznych mebli, geometryczny, elegancki, pozornie przypadkowy, lecz raczej obsesyjnie uporządkowany, jak mój ulubiony obraz Marii Jaremy:
Penetracje 1956r.
Nie jestem ani fundamentalną minimalistką ani hedonistyczną maksymalistką... Jestem jak alchemik poszukujący kamienia filozoficznego, by przekształcić metal nieszlachetny w złoto. Moja magiczna formuła na stworzenie (przyszłego) IDEALNEGO DOMU brzmi tak:
*modernistyczna stodoła- prostokątny klocek z elewacją z desek i dwuspadzistym dachem, ogromnymi oknami w ciemnych aluminiowych ramach i pustką nad pokojem dziennym,
*podłogi z bielonego dębu we wzór francuskiej jodełki, wysokie i białe listwy podłogowe,
*na podłodze stary, orientalny dywan Babci Aliny,
*białe ściany,
*i ściany z czerwoną cegłą z odzysku,
*stolik art deco w roli konsolki przy wejściu (tkwi w piwnicy u wujostwa),
*wielkoformatowe plakaty (polskie), grafiki, obrazy...
*szara sofa zarzucona tłumem multikolorowych poduszek,
*żółty fotel 366 po dziadkach w towarzystwie sofy i innych retro foteli,
*industrialny stolik
*gigantyczny otwarty regał, od ściany do ściany i od podłogi po sufit, mieszczący wszystkie książki,
pamiątki i bibeloty,
*kredensik w stylu mid century modern po Babci Marysi (oby żyła sto lat!) z kolekcją figurek polish new look z Ćmielowa, polskiego szkła i ceramiki z targów staroci,
*stół z egzotycznego palisandru stylizowany na lata 60-te, znalazłam już taki- to stół Kare Design, model Brooklyn (uwielbiam odcień drewna z którego były robione wtedy meble- palisander, teak, orzech),
*2 thonety i 2 krzesła z połowy XX w. (jeszcze raz- 100 lat dla Babci Marysi), a także Ghosty (!?),
*kosmiczne żyrandole w rodzaju sputnik chandelier,
*w kuchni szare, matowe, gładkie fronty z retro uchwytami,
*nad blatem z betonu białe kwadratowe płytki 10x10cm,
*otwarte półki z eklektyczną kolekcją rustykalnych naczyń z Bolesławca (zmieniłam zdanie w kwestii otwartych półek w kuchni ;P)
*czarna lodówka Smeg,
*w sypialni boazeria z desek malowanych na biało,
*zagłówek łóżka z misternym ornamentem
*kwiecista pościel,
*rustyklane stoliki nocne,
*kinkiety Lucellino projektu Ingo Maurera,
*fotel 58 projektu Romana Modzelewskiego,
*kredens art deco (czeka na lepsze czasy razem ze stolikiem w piwnicy wujostwa),
*pokoje chłopaków w stylu loft- nie ma stylu bardziej odpowiedniego dla mężczyzn!
*łazienka z płytkami we wzór marmuru kararyjskiego i wolnostojąca wanną,
*i koniecznie- oranżeria z wiklinowymi meblami i lasem egzotycznych roślin...
Co wieczór przed snem spaceruję po tym wirtualnym domu,
siadam na kanapie lub przy stole, przestawiam bibeloty...
Jesteście w stanie to wszystko sobie wyobrazić?
To teraz czas zejść na ziemię i zobaczyć jak się sprawy mają w realnym życiu czyli w obecnym salonie! Niestety witryna z Ikea nie zostanie już zmieniona na nic bardziej stylowego w tym mieszkaniu. Kanapa miała być na smukłych nóżkach, ale że jej najważniejszą funkcją jest "funkcja spania" a nie wyglądania, zrezygnowaliśmy z designu na rzecz systemu włoskiego i prawdziwego materaca, dlatego jest taka masywna. Poszukuję też komody i stołu retro. Do dopracowania została jeszcze galeria nad kanapą. Obecny obraz akrylowy, plakat i grafika są mojego autorstwa (taka jestem zdolna? to raczej ekonomiczna wersja Do Art Yourself w moim stylu), a stara fotografia to 100-letnie zdjęcie rodzinne. Zestaw poduszek na kanapie też nie w pełni mnie zadowala- 2 z nich uszyte zostały z tkaniny bawełnianej upolowanej w second handzie.
A na koniec jeszcze linki i sznurki dla zainteresowanych sztuką Marii Jaremy:
A kto uczył się plastyki w 8 klasie z podręcznika autorstwa Stanisława Stopczyka
z tym obrazem Marii Jaremy na okładce? Przyznać się w komentarzach ;P
Penetracje 1957r.
Do następnego! M.