W poprzednim poście przyznałam się Wam do sympatii dla stylu glamour, w początkach urządzania naszego mieszkania. W związku z pojawieniem się nowej i mniejszej komody vintage oraz rosnącej ilości książek, dla których zaczyna brakować już miejsca w regale- postanowiłam zrobić porządek z gazetami wnętrzarskimi. Jeśli miałabym się przyznać do jakichś uzależnień, to są to: sen, słodycze i czasopisma o wnętrzach ;P Przez kilka lat uzbierało się tego sporo... Od czasu do czasu robiłam jakąś delikatną selekcję i wyrzucałam mniej lubiane, lub przypadkowo kupione tytuły. Obowiązkowo każdego miesiąca kupuję "Dom i wnętrze", "Dobre wnętrze", "Elle Decoration" oraz "Werandę". Mogłabym kupić za te wydane pieniądze sporo książek o sztuce, architekturze, wnętrzach, designie... Książki nie są anonimowe, doskonale potrafię sobie przypomnieć co i gdzie w każdej z nich znajdę, a czasopisma "wyparowują" z mojej głowy natychmiast po odłożeniu na bok. Zajrzałam do kilku najstarszych egzemplarzy w mojej kolekcji i co się okazało? W numerach wydawanych przed 2010r. królował styl glamour! Z trudem można znaleźć stronę, na której nie prezentowano by kryształowego żyrandola, efektownych dekoracji i błyszczących mebli. Pojawiały się we wnętrzach klasycznych, prowansalskich, rustykalnych i art deco! Popularny był też styl nowoczesny tzw. "hotelowy"- paskudne, anonimowe beżowo-brązowe coś!
Już wiem skąd u mnie ten glamour! Nie mając jeszcze wyrobionego własnego gustu uległam modzie. Nieświadomy siebie konsument jest bardzo podatny na sugestie speców od reklamy. Nawet jeśli nie masz pieniędzy na modny i drogi skandynawski design, urządzasz się w tym stylu. Wystarczy pójść do Pepco- no nie ma siły, żeby czegoś nie kupić, gdy półki wypełnia skandynawski design made in China. Dlatego uważajcie z modnymi gazetami!
Wróćmy jednak do teraźniejszości. W łazience mieliśmy niezagospodarowaną wnękę. Ciągle powtarzam, że jedną z najważniejszych spraw przy projektowaniu mieszkania jest kwestia przechowywania- rzadko kto z nas jest w stanie zmieścić swój dobytek w jednej walizce, a z wiekiem i wraz z rosnącą ilością członków rodziny, staje się to po prostu niemożliwe! Wnęka w korytarzu, tuż przy łazience, pozwoliła wyeliminować pralkę, jako element wyposażenia łazienki, co miało ogromny wpływ na jej wygląd, ale o szafce nie pomyślałam. Dopiero niedawno kupiłam niedużą i niedrogą szafkę. Wiercenie dziur, w twardym jak skała gresie, trwało tydzień! Kosztowało to nadwyrężony bark mojego męża i kilka spalonych wierteł. Półeczka wisi, ale pojawił się kolejny problem! Oprócz dwóch zamykanych drzwiczkami części, po środku znajdują się dwie nieduże półeczki o wymiarach 30cm/20cm/20cm ( wys./szer./gł.). Ponieważ należę do tych wariatek, dla których kosmetyki nie są dekoracją łazienki, rozpoczęłam poszukiwania czegoś, co mogłoby w ładny sposób wypełnić tę przestrzeń. Łazienka przechodzi obecnie delikatny lifting. Czarny żyrandol z kryształami zdobi już łazienkę należącą do kogoś innego, a ja oczekuję na nową, drucianą lampę. Nie da się radykalnie zmienić charakteru łazienki, musi ona pozostać klasyczna i elegancka, ale postanowiłam nawiązać nieco do stylu Hamptons. Takie też dekoracje chciałam znaleźć. Zanurzyłam się w odmęty internetu w poszukiwaniu czegoś na stojaku- taki patyczek z podstawką. Myślę sobie: może muszla, może koralowiec, ryba, mewa... I NIC!!! Za duże, za drogie, niedostępne... Straciłam cały dzień na absurdalnych poszukiwaniach jakiegoś duperela!! Wkurzyłam się na siebie okrutnie- w ten sposób, to ja nigdy niczego w życiu nie skończę! Jesteśmy często jak te osiołki, którym w żłoby dano i znalazły się w
sytuacji patowej- nie potrafią dokonać wyboru! Nie ważne zresztą czy
nabywam coś szybko, czy poszukiwania trwają długo- i tak prędzej czy
później trafiam na coś odpowiedniejszego.
Przybijcie piątkę jeśli i Wam ten świat wydaje się czasami niedorzeczny... I to na co trwonimy nasz czas, na gonieniu przysłowiowego króliczka. Lepsze jest wrogiem dobrego. "Uwielbiam zmiany"- czyli nie żyjesz w teraźniejszości! Życie płynie nawet bez zmian, więcej- samo z siebie oferuje ciągłe zmiany! Przybyła Ci zmarszczka, synowi wypadł pierwszy mleczny ząb, jest lato a potem nagle zima... Czy jesteś przez to ważniejszy, że pokazujesz, jak to przesz do przodu- jak czołg? Oferując ciągle coś nowego, coś innego, byle wyprzedzić stado depczące Ci po piętach... Więcej, lepiej, drożej... Napisałam to w trzeciej osobie, ale ten tekst dotyczy oczywiście mnie samej, niech nikt więc nie czuje się urażony! To dla Was Moi Drodzy Czytelnicy (i Koleżanki Blogerki) ten teatr, bo bez Was czuję się nieważna... Prowadzenie bloga wnętrzarskiego niejako obliguje do ciągłych zmian, aby być dla Was ciągle atrakcyjnym. Czasami jestem bardzo zmęczona i chciałabym napisać po prostu co u mnie słychać, a nie pokazać kolejny gadżet. Albo pomóc Wam rozwiązać jakiś domowy, projektowy dylemat- piszcie do mnie! Wtedy to całe gadanie o urządzaniu będzie miało mniej samolubny wymiar. Właściwie, to zboczyłam z drogi, bo zaczynałam pisać bloga z intencją, że chcę pomagać innym, a nie pokazywać urządzanie swojego mieszkania...
Niedawno usłyszałam teorię, że cały ten konsumpcjonizm to wina cukru! Cukier stał się powszechny w diecie współczesnego człowieka dopiero w pierwszej połowie XIXw.(!) Wszyscy kojarzymy ten moment, gdy po włożeniu do ust kostki czekolady, nasz mózg zalewa fala endorfin! Tego samego oczekujemy od życia, tej natychmiastowej gratyfikacji, widzę piękny przedmiot i od razu "cieknie mi ślinka", chcę go mieć! Już! Teraz! Dziś! W końcu jestem tego warta/y! Szczyt tego absurdu dostrzegam w amerykańskich programach, tam to dopiero ludzie mają głowy zryte przez kasę! Oglądałam ostatnio program "Transakcje za milion dolarów- Nowy Jork". Wymuskany do granic możliwości agent nieruchomości, oprowadzał po lofcie za 6 mln. dol. w dzielnicy Tribeca (zamieszkiwanej przez wiele sław) panienkę z gatunku Barbie z całą świtą przyjaciółek. Pokazywała mu w telefonie zdjęcie swojego pieska- zapewne jakiegoś wampirycznego Chichuachua. Na kuchnię ledwie rzuciła wzrokiem informując przy tym agenta, że w kuchni nie bywa, gdyż ma prywatnego kucharza i służbę do sprzątania. Entuzjazm w głosie tegoż sprawił, że opatrzyła to dodatkowo komentarzem- "Wiem, wygrałam życie". Jak widać na rozum nie starczyło już pieniędzy!
Niedawno usłyszałam teorię, że cały ten konsumpcjonizm to wina cukru! Cukier stał się powszechny w diecie współczesnego człowieka dopiero w pierwszej połowie XIXw.(!) Wszyscy kojarzymy ten moment, gdy po włożeniu do ust kostki czekolady, nasz mózg zalewa fala endorfin! Tego samego oczekujemy od życia, tej natychmiastowej gratyfikacji, widzę piękny przedmiot i od razu "cieknie mi ślinka", chcę go mieć! Już! Teraz! Dziś! W końcu jestem tego warta/y! Szczyt tego absurdu dostrzegam w amerykańskich programach, tam to dopiero ludzie mają głowy zryte przez kasę! Oglądałam ostatnio program "Transakcje za milion dolarów- Nowy Jork". Wymuskany do granic możliwości agent nieruchomości, oprowadzał po lofcie za 6 mln. dol. w dzielnicy Tribeca (zamieszkiwanej przez wiele sław) panienkę z gatunku Barbie z całą świtą przyjaciółek. Pokazywała mu w telefonie zdjęcie swojego pieska- zapewne jakiegoś wampirycznego Chichuachua. Na kuchnię ledwie rzuciła wzrokiem informując przy tym agenta, że w kuchni nie bywa, gdyż ma prywatnego kucharza i służbę do sprzątania. Entuzjazm w głosie tegoż sprawił, że opatrzyła to dodatkowo komentarzem- "Wiem, wygrałam życie". Jak widać na rozum nie starczyło już pieniędzy!
W tym miejscu pozwolę sobie zacytować słowa Docenta Zenobiusza Furmana (kto nie zna ten trąba!):
"Ach, nieważne... Napijmy się!"
"Ach, nieważne... Napijmy się!"
Ja herbatki, a Wy czego tam chcecie- w końcu mamy już weekend!
;P
;P
PS. Ponieważ nie znalazłam dekoracji na stojaku, postanowiłam zrobić ją sama, zamówiłam w internecie ceramiczne rybki, do których dorobię stojak. Znikam...